31 sierpnia 2015

W 71 rocznicę Bitwy

Uroczystości upamiętniające 71 rocznicę bitwy pod Ciechostowicami odbyły się 23 sierpnia pod pomnikiem poległych w pobliskim lesie.


Uroczystości poprzedziła Msza Święta w intencji Ojczyzny, odprawiona w kościele parafialnym p.w. Miłosierdzia Bożego w Budkach w Budkach. Po ceremonii kościelnej samorządowi oficjele, kombatanci, poczty sztandarowe i zaproszeni goście przeszli pod pomnik. Tutaj złożyli biało-czerwone wiązanki kwiatów, oddając hołd siedmiu żołnierzom 72 pp Armii Krajowej, poległym podczas bitwy z niemieckim Wehrmachtem 27 sierpnia 1944 roku w lasach pomiędzy Ciechostowicami, Huciskiem i Rędocinem.





Z kart historii (źródło: zeszytykombatanckie.pl):

„Przed wieczorem opuszczono lasek pod Jagodnem udając się w nakazanym kierunku. O świcie szpica osiągnęła Ciechosłowice, gdzie natknęła się na silne zgrupowanie własowców. Postanowiono ominąć wieś i po odejściu ok.1,5 km w głąb lasu nakazano postój ubezpieczeniowy, gdyż dojście do wzgórza 310 całym oddziałem z taborami okazało się niemożliwe ze względu na konieczność wykorzystania jedynej drogi w skalistym terenie, prowadzącej obok wiosek Leszczyny i Huciska zajętych przez oddziały Wehrmachtu.
Na postoju przyjęto następujące ugrupowanie: „Huragan” ze swą kompanią na wschód od drogi Ciechostowice-Leszczyny z wysuniętymi ubezpieczeniami na drodze do Ciechostowic i Huciska; „Maria” bardziej na wschód z zadaniem ubezpieczenia postoju od wsi Leszczyny i Woli Korzeniowej. Tabory, osłona radiostacji i oddział specjalny rozlokowały się pośrodku, ubezpieczając się od południa.

Po sformowaniu ugrupowania, ubezpieczenie „Huragana” od strony Ciechostowic zostało zaatakowane przez konny oddział własowców, w chwili gdy radiotelegrafista Kazimierz Kasperek nawiązał codzienną łączność radiową i prowadzona była odprawa patrolu dowodzonego przez Andrzeja Stanisława Rojka, którego zadaniem miało być nawiązanie łączności ze zgrupowaniem znajdującym się gdzieś w pobliżu wzgórza 310. Kompania „Huragana” otworzyła gwałtowny ogień. Po chwili sytuacja stała się jeszcze nieprzyjemniejsza, gdyż na odgłos strzałów „Maria” bez rozkazu poderwał swoją kompanię i jak huragan przebiegł z nią obok dowództwa i taborów zupełnie nie reagując na wezwanie do zatrzymania się, po czym dołączył do kompanii „Huragana” na jej froncie szerokości ok. 250 metrów.

Po zarządzeniu pogotowia marszowego dla taborów „Bartosz” z „Heleną” pobiegł na linię walki. Sytuacja ta wydała się nader krytyczna. Cała kompania „Huragana” była związana walką z nacierającym wrogiem, od którego dzieliła ją stumetrowa polanka. „Maria” daremnie próbował dopaść zagajnika po przeciwnej stronie polanki tracąc paru ludzi, a niepowodzeniem powziętej przez siebie akcji był tak podenerwowany, że nie reagował na żadne rozkazy.

Tymczasem wróg rozpoczynał manewr oskrzydlający, biorąc zgrupowanie w kleszcze z obydwu stron. Poza tym z tyłu od strony Leszczyn stwierdzono również jakieś ruchy. To Wehrmacht zajmował stanowiska bojowe. Patrol ubezpieczający na drodze z Ciechostowic do Woli Korzeniowej też już walczył. W tej sytuacji postanowiono jak najszybciej wycofać się na zachód. „Helena” udał się do taborów z poleceniem odesłania ich wraz z oddziałem osłony radiowej na tyły frontu własnych kompanii, podczas gdy „Bartosz” próbował rozszerzyć front na prawo, by nie dać się odciąć od większych połaci leśnych leżących dalej na zachód, dokąd zamierzano się wycofać.

Na szczęście „Longin”, natychmiast ściągnął swój oddział liczący 36 ludzi. Poszedł z nim w prawo w celu zabezpieczenia prawego skrzydła. Po przejściu ok. 200 metrów napotkaliśmy na liczniejszego wroga próbującego oskrzydlić oddział od zachodu. „Longin” chciał atakować. Nie pozwoliłem, nakazując utrzymanie stanowisk i obronę na miejscu, tym bardziej że prawe skrzydło „Longina” panowało ogniem wzdłuż dość szerokiego wyrębu leśnego prostopadłego do linii frontu, co nas częściowo zabezpieczało przed dalszym oskrzydleniem z prawej strony.

Spokojny o prawe skrzydło „Bartosz” wrócił do „Huragana”, skąd mógł obserwować „Helenę” próbującego wycofać tabor. Udało mu się to wreszcie, choć tylko częściowo, gdyż kilka koni zostało zabitych i dwa wozy stały się łupem wroga. Po nadejściu „Heleny” poleciłem mu ściągnąć ze stanowisk kompanie „Marii” i „Huragana” i wycofać się drogą obok Huciska na wzgórze 310, a sam wyruszyłem z osłoną radiostacji przodem w celu zabezpieczenia przejścia oddziału od strony Huciska.

W Hucisku nie trafiono na opór. Kwaterujący tam jacyś taboryci wycofali się pośpiesznie bez żadnego strzału w przeciwny koniec wioski. Został uchwycony mostek na strumyku przepływającym bagnistym terenem przy południowym skraju wsi, skąd zauważono posuwające się tabory z dołączającymi do nich grupkami ludzi. „Bartosz” wysłał wówczas dwóch gońców do „Heleny” z zawiadomieniem, że droga wolna i że idzie dalej w kierunku wzgórza 310, pozostawiając na mostku patrol ośmiu ludzi jako ubezpieczenie od Hucisk. „Bartosz” z kolei, nie mogąc się doczekać „Heleny” wysłał patrol do Huciska, który powrócił po upływie pół godziny meldując, że na mostku pod Huciskiem nie ma nikogo, choć w kierunku mostku zbliżają się tyralierą własowcy. Wysłane w ciągu dnia tak przez „Bartosza”, jak i przez „Helenę” patrole nie dały żadnego wyniku i w ten sposób „Bartosz” znalazł się z szesnastoma ludźmi w niezwykle trudnej sytuacji.

Z nastaniem zmierzchu postanowił wejść na drogę, którą musiał pójść „Helena”. Noc była zupełnie ciemna. Szedł na czele oddziału kierując się instynktem, gdyż niewyraźną drogę leśną zgubił w ciemnościach. Ludzie szli gęsiego. W tym też czasie Niemcy rozpoczęli ostrzeliwanie lasu ogniem nękającym z moździerzy i granatników. Przypadek zrządził, że jedna z serii (trzy pociski) uderzyła tuż przed oddziałem, nieco z prawej strony. Żołnierze na chwilę przywarli do ziemi, a po wybuchach, w celu odskoczenia z ostrzeliwanego terenu, ruszyli biegiem naprzód. Wkrótce z tyłu , za oddziałem, nastąpiły nowe trzy wybuchy. Ogień tego rodzaju prowadzili Niemcy po całym lesie przez około godzinę.

Po wykonaniu skoku sprawdzono obecność ludzi i, niestety, było ich tylko sześciu. Reszta przypuszczalnie cofnęła się, po pierwszych wybuchach, nieco do tyłu i nie słyszała rozkazu skoku w przód. Próbowano odnaleźć ich, nawoływaniem, w rezultacie grupa została ostrzelana z broni maszynowej z niedalekiej odległości. Okazało się, że byli tuż przed Huciskiem, gdzie kwaterowali Niemcy. Cóż można było czynić w tej niesamowitej sytuacji? Z pozostałych sześciu ludzi „Bartosz” wysłał – czterech (dwa patrole po dwóch) do ppłk. Zygmunta Żywockiego z meldunkiem obrazującym położenie, w jakim się znalazł, sam natomiast z dwoma pozostałymi ludźmi postanowił szukać oddziału, który poszedł nocami na inny teren.

Nocą z 29 na 30 sierpnia zgrupowanie przeszło pod Suchedniów na tzw. Świnią Górę, prowadzone przez specjalny oddział ze zgrupowania, z którym dnia poprzedniego nawiązał kontakt „Helena” i objął dowodzenie nad zgrupowaniem.”

Jedna z drużyn oddziału „Marii”. Stoją od lewej: „Plater” (Eugeniusz Wereda), pochr. „Sowa” – poległ pod Ciechostowicami, N.N., N.N., kpr. „Groźny” – poległ pod Kozienicami, „Zwierz” (Stefan Lis), „Łazik” (Władysław Kuc) – poległ pod Pionkami, „Maria” – dowódca oddziału, „Oskard” (Mirosław Kowalski), „Skała” – poległ pod Ciechostowicami, klęczy N.N.
Podczas bitwy pod Ciechostowicami zginęli:

Pchor. Jerzy Sętowski „Sowa”
Plut. Bohdan Nowaczek „Swoboda”
Plut. Kazimierz Pajek „Granit”
Pchor. Jerzy Pęczkowski
Plut. Stefan Banaś „Granat”
Kpr. Adam Fido „Jaskółka”
Plut. „Jastrząb” nn.

Cześć Ich Pamięci!