5 października 2014

Skok po kasę, czy rzetelna służba społeczeństwu?



Jakie inwestycje zostaną wykonane w ciągu kolejnych czterech lat, z jakim zapałem osoba wybrana będzie starać się sprostać lokalnym potrzebom, jaki ma plan na swoją kadencję, co chce przeforsować dla Trójmiasta całej Gminy i Powiatu?

16 listopada odbędą się wybory samorządowe do rad: gminnej i powiatowej oraz wybory na wójtów i burmistrza. Dla małych, lokalnych społeczności te wybory to być albo nie być. Co zrobić, aby źle nie wybrać a przede wszystkim mądrze głosować? Z pewnością trzeba spojrzeć w szerszej perspektywie na nasze trzy sołectwa i ludzi w nich mieszkających. Żyjemy tutaj od lat, znamy się od lat i na pierwszy rzut oka możemy stwierdzić, kto ma głowę do samorządowych spraw a kto nie? Co według nas jeszcze jest do zrobienia, a co zostało już zrobione? Do czego zmierzam?

Blisko cztery lata temu zostałem wciągnięty w wybory samorządowe jako kandydat do Rady Powiatu. Wtedy mało na temat kandydowania wiedziałem. Dałem się wciągnąć, ale nie żałuję. Dziś mam szersze pojęcie na temat tego, jak wygląda wyborczy marketing. Dziś również dzięki temu doświadczeniu, z perspektywy czasu, mogę udzielić wszystkim kilku wskazówek jak ustrzec nasze Trójmiasto przed wyborczymi „lisami” i „hienami”. 

Łakomy kąsek

Dla tych, którym liczby nie zapadają łatwo w pamięci krótkie przypomnienie. W poprzednich wyborach samorządowych odbywających się cztery lata temu, obecni radni oraz burmistrz uzyskali następującą ilość głosów: Wojciech Winiarski – 691 głosów, Dorota Jakubczyk – 382 głosy, Andrzej Jarzyński – 327 głosów. To bardzo dużo jak na wówczas 1453 uprawnionych do głosowania w samym Trójmieście. Przez to pokazaliśmy jak wielka w naszej społeczności jest decyzyjna siła. Tym samym daliśmy do zrozumienia kandydatom niepochodzącym od nas, że można tu znaleźć poletko do ugrania własnego interesu.

Ponadto, koniecznie trzeba zwrócić uwagę na to, co stało się w Radzie Powiatowej 4 lata temu. O ile w Radzie Gminnej kandydaci z danego ugrupowania zdobywają głosy indywidualnie, o tyle w Radzie Powiatowej zdobywają zespołowo – czyli zbierają głosy na tzw. listy wyborcze.

I tu jest fortel, który został wykorzystany w poprzednich wyborach. Doświadczeni „selekcjonerzy”, tak zgrabnie wciągnęli naszych trójmiejskich obywateli na owe listy, aby nikt nie uzyskał wystarczającej liczby głosów, by dostać się do Rady Powiatowej. Inaczej rzecz ujmując – głosy zostały rozbite na sporą liczbę kandydatów, którzy nie mieli praktycznie szans na wejście gdziekolwiek. Efektem tego jest fakt, iż przez cztery lata nikt w powiecie nie miał możliwości starać się z ramienia radnego o trójmiejskie potrzeby. Prościej – przez 4 lata nie mamy w Radzie Powiatu swojego radnego.

Jak to się stało? Otóż do list powiatowych najczęściej werbuje się osoby znane, lub rozpoznawalne. Tak było podczas minionych wyborów  i będzie podczas tegorocznych. Często są to ludzie o szerokich kręgach znajomości, tacy jak pracownicy urzędu, banku, recepcjonistki, sprzedawcy, nauczyciele, ludzie prowadzący swoją działalność – w skrócie ujmując, osoby które na tzw. „słupa” zbiorą głosy nie dla siebie (tak jest przy kandydowaniu do powiatu), ale na listę, z której wejdzie, w zależności od uzyskania danej ilości mandatów, kilka osób z pierwszych miejsc listy - tzw. VIP-y. Oczywiście nie ujmując nikomu, kandydatury na ostatnich miejscach list z konieczności trzeba traktować z przymrużeniem oka, bowiem często te osoby nieświadomie decydują się na udział w wyborach, ponieważ propozycja do kandydowania nierzadko pada ze strony znanego samorządowca lub kogoś wysoko postawionego w szeregach władzy. A takiemu jak wiadomo trudno odmówić. Tym bardziej, gdy w niby geście sympatii zaproponuje... Oczywiście kusi taka propozycja, w mig rosną wyobrażenia, z których w zasadzie po wyborach nic nie pozostaje. Taka jest powyborcza rzeczywistość. Czy warto zatem włączać się w czyjeś gry i nadstawiać swoje dobre imię? 

Znajomo brzmiące nazwiska 

Nie będę wymieniał jakie nazwiska królują w Trójmieście. To pierwszy chwyt na jaki zdobywają się kandydaci nie od nas. Przyjeżdżają, rozmawiają, wabią, wręczają ulotki, czytamy na nich nazwisko i myślimy, że to jakaś rodzina X-ińskiego z Ciechostowic albo z Łazów. Nic bardziej mylnego! Tak oddane głosy idą na marne, bowiem tego rodzaju kandydat pojawi się u nas tylko raz. Dokładnie przed wyborami. Po wyborach, nawet wygranych przez niego, lokalna trójmiejska Ojczyzna już go nie zobaczy. Z prostych przyczyn. Kandydata już nie interesujemy, ponieważ zajmuje go tylko „własny interes”.

Plakatowy „FEJS show”

Będą i tacy, którzy nie pokażą się u nas, ale dzięki znajomym z Trójmiasta rozwieszą się na plakatach, lub pod osłoną nocy powieszą ich opłaceni „przyszywacze”. Tych plakatowych kandydatów również tyle zobaczymy po wyborach, co zeszłoroczny śnieg. Ot chyba, że plakat przetrwa na przydrożnym słupie do lata... Takie sytuacje też miały miejsce... Prawda jest taka, że w wyborach nie chodzi o to, aby było kogoś najwięcej na plakatach, bo nie na to mamy zwracać uwagę. Liczy się merytoryczna praca, rozmowy z wyborcami, konkretny program, a nie bajki i dbałość o makijaż do zdjęcia. Choć to ostatnie akurat robi się za pomocą programu komputerowego na tyle skutecznie, że zmarszczki znikają i włosów przybywa...

Skok na kasę

Wystrzegajmy się kandydatów, którzy nie mają nic do powiedzenia na temat tego, co chcieliby zrobić dla społeczeństwa. Jeśli nie mają biznesplanu samorządowego na 4 lata to po co kandydują? Dla ponad tysiąca złotych diety, jako dodatku do pensji, plus „social-pakiet” w postaci konsumpcji słonych paluszków, mineralnej lub kawy na sesjach i komisjach oraz prestiż-pakiet: polegający na ściskaniu ręki burmistrza i ładnych zdjęciach w gazecie? Chyba nie na tym polega bycie radnym, ponieważ bycie nim to wbrew opiniom orka, a do niej trzeba mieć predyspozycje, chęci i zapał. Tym którzy kandydują tylko dla diety powiedzmy stanowcze NIE.

Przedwyborcze „łapówki”

Każdy z nas lubi otrzymywać, ale czy nie jest podejrzane, gdy kandydat wciska wyborcy długopis, pończochy, proszek, pudełko papierosów albo wręcza alkohol? Tak marnie trzeba upaść aby sprzedać się za krzyżyk na kartce? Co więcej, jak nisko musi upaść kandydat, aby dawać jakiś „fant” dla przekonania swojego wyborcy? Brak konkretów + „fant” = marny kandydat, który nie poradzi sobie w samorządzie. Takim również powiedzmy stanowcze NIE.

Nie dajmy się ogłupić ! Głosujmy na swoich!

W tym całym zamieszaniu przedwyborczym i wysypie kandydatów nie dajmy się zwariować. Głosujmy na tych którzy mają przebicie. Wymagajmy, stawiajmy pytania, patrzmy z dystansem. Kandydat nie jest nietykalny, trzeba z nim rozmawiać, badać jaki ma plan na te cztery lata. Tu chodzi o przyszłość Trójmiasta, twoją, moją, naszą, a ta jest ważna i ważne jest to, aby powierzyć ją w dobre ręce.Przede wszystkim ręce kogoś, kto jest z Trójmiasta, nie spoza niego. Rozsądnych wyborów życzę!

Paweł Uciński  - Trójmiasto NEWS