Uroczystości upamiętniające 71 rocznicę bitwy pod Ciechostowicami odbyły się 23 sierpnia pod pomnikiem poległych w pobliskim lesie.
Uroczystości poprzedziła Msza Święta w intencji Ojczyzny, odprawiona w
kościele parafialnym p.w. Miłosierdzia Bożego w Budkach w Budkach. Po ceremonii
kościelnej samorządowi oficjele, kombatanci, poczty sztandarowe i zaproszeni
goście przeszli pod pomnik. Tutaj złożyli biało-czerwone wiązanki kwiatów,
oddając hołd siedmiu żołnierzom 72 pp Armii Krajowej, poległym podczas bitwy z
niemieckim Wehrmachtem 27 sierpnia 1944 roku w lasach pomiędzy Ciechostowicami,
Huciskiem i Rędocinem.
Z kart historii (źródło:
zeszytykombatanckie.pl):
„Przed wieczorem opuszczono lasek
pod Jagodnem udając się w nakazanym kierunku. O świcie szpica osiągnęła
Ciechosłowice, gdzie natknęła się na silne zgrupowanie własowców. Postanowiono
ominąć wieś i po odejściu ok.1,5 km w głąb lasu nakazano postój
ubezpieczeniowy, gdyż dojście do wzgórza 310 całym oddziałem z taborami okazało
się niemożliwe ze względu na konieczność wykorzystania jedynej drogi w
skalistym terenie, prowadzącej obok wiosek Leszczyny i Huciska zajętych przez
oddziały Wehrmachtu.
Na postoju przyjęto następujące
ugrupowanie: „Huragan” ze swą kompanią na wschód od drogi Ciechostowice-Leszczyny
z wysuniętymi ubezpieczeniami na drodze do Ciechostowic i Huciska; „Maria”
bardziej na wschód z zadaniem ubezpieczenia postoju od wsi Leszczyny i Woli
Korzeniowej. Tabory, osłona radiostacji i oddział specjalny rozlokowały się
pośrodku, ubezpieczając się od południa.
Po sformowaniu ugrupowania,
ubezpieczenie „Huragana” od strony Ciechostowic zostało zaatakowane przez konny
oddział własowców, w chwili gdy radiotelegrafista Kazimierz Kasperek nawiązał
codzienną łączność radiową i prowadzona była odprawa patrolu dowodzonego przez
Andrzeja Stanisława Rojka, którego zadaniem miało być nawiązanie łączności ze
zgrupowaniem znajdującym się gdzieś w pobliżu wzgórza 310. Kompania „Huragana”
otworzyła gwałtowny ogień. Po chwili sytuacja stała się jeszcze nieprzyjemniejsza,
gdyż na odgłos strzałów „Maria” bez rozkazu poderwał swoją kompanię i jak
huragan przebiegł z nią obok dowództwa i taborów zupełnie nie reagując na
wezwanie do zatrzymania się, po czym dołączył do kompanii „Huragana” na jej
froncie szerokości ok. 250 metrów.
Po zarządzeniu pogotowia
marszowego dla taborów „Bartosz” z „Heleną” pobiegł na linię walki. Sytuacja ta
wydała się nader krytyczna. Cała kompania „Huragana” była związana walką z
nacierającym wrogiem, od którego dzieliła ją stumetrowa polanka. „Maria”
daremnie próbował dopaść zagajnika po przeciwnej stronie polanki tracąc paru
ludzi, a niepowodzeniem powziętej przez siebie akcji był tak podenerwowany, że
nie reagował na żadne rozkazy.
Tymczasem wróg rozpoczynał manewr
oskrzydlający, biorąc zgrupowanie w kleszcze z obydwu stron. Poza tym z tyłu od
strony Leszczyn stwierdzono również jakieś ruchy. To Wehrmacht zajmował
stanowiska bojowe. Patrol ubezpieczający na drodze z Ciechostowic do Woli
Korzeniowej też już walczył. W tej sytuacji postanowiono jak najszybciej
wycofać się na zachód. „Helena” udał się do taborów z poleceniem odesłania ich
wraz z oddziałem osłony radiowej na tyły frontu własnych kompanii, podczas gdy
„Bartosz” próbował rozszerzyć front na prawo, by nie dać się odciąć od większych
połaci leśnych leżących dalej na zachód, dokąd zamierzano się wycofać.
Na szczęście „Longin”,
natychmiast ściągnął swój oddział liczący 36 ludzi. Poszedł z nim w prawo
w celu zabezpieczenia prawego skrzydła. Po przejściu ok. 200 metrów
napotkaliśmy na liczniejszego wroga próbującego oskrzydlić oddział od zachodu.
„Longin” chciał atakować. Nie pozwoliłem, nakazując utrzymanie stanowisk i
obronę na miejscu, tym bardziej że prawe skrzydło „Longina” panowało ogniem
wzdłuż dość szerokiego wyrębu leśnego prostopadłego do linii frontu, co nas
częściowo zabezpieczało przed dalszym oskrzydleniem z prawej strony.
Spokojny o prawe skrzydło
„Bartosz” wrócił do „Huragana”, skąd mógł obserwować „Helenę” próbującego
wycofać tabor. Udało mu się to wreszcie, choć tylko częściowo, gdyż kilka koni
zostało zabitych i dwa wozy stały się łupem wroga. Po nadejściu „Heleny”
poleciłem mu ściągnąć ze stanowisk kompanie „Marii” i „Huragana” i wycofać się
drogą obok Huciska na wzgórze 310, a sam wyruszyłem z osłoną radiostacji przodem
w celu zabezpieczenia przejścia oddziału od strony Huciska.
W Hucisku nie trafiono na opór.
Kwaterujący tam jacyś taboryci wycofali się pośpiesznie bez żadnego strzału w
przeciwny koniec wioski. Został uchwycony mostek na strumyku przepływającym
bagnistym terenem przy południowym skraju wsi, skąd zauważono posuwające się
tabory z dołączającymi do nich grupkami ludzi. „Bartosz” wysłał wówczas dwóch
gońców do „Heleny” z zawiadomieniem, że droga wolna i że idzie dalej w kierunku
wzgórza 310, pozostawiając na mostku patrol ośmiu ludzi jako ubezpieczenie od
Hucisk. „Bartosz” z kolei, nie mogąc się doczekać „Heleny” wysłał patrol do
Huciska, który powrócił po upływie pół godziny meldując, że na mostku pod
Huciskiem nie ma nikogo, choć w kierunku mostku zbliżają się tyralierą
własowcy. Wysłane w ciągu dnia tak przez „Bartosza”, jak i przez „Helenę”
patrole nie dały żadnego wyniku i w ten sposób „Bartosz” znalazł się z
szesnastoma ludźmi w niezwykle trudnej sytuacji.
Z nastaniem zmierzchu postanowił
wejść na drogę, którą musiał pójść „Helena”. Noc była zupełnie ciemna. Szedł na
czele oddziału kierując się instynktem, gdyż niewyraźną drogę leśną zgubił w
ciemnościach. Ludzie szli gęsiego. W tym też czasie Niemcy rozpoczęli
ostrzeliwanie lasu ogniem nękającym z moździerzy i granatników. Przypadek
zrządził, że jedna z serii (trzy pociski) uderzyła tuż przed oddziałem, nieco z
prawej strony. Żołnierze na chwilę przywarli do ziemi, a po wybuchach, w celu
odskoczenia z ostrzeliwanego terenu, ruszyli biegiem naprzód. Wkrótce z tyłu ,
za oddziałem, nastąpiły nowe trzy wybuchy. Ogień tego rodzaju prowadzili Niemcy
po całym lesie przez około godzinę.
Po wykonaniu skoku sprawdzono
obecność ludzi i, niestety, było ich tylko sześciu. Reszta przypuszczalnie
cofnęła się, po pierwszych wybuchach, nieco do tyłu i nie słyszała rozkazu
skoku w przód. Próbowano odnaleźć ich, nawoływaniem, w rezultacie grupa została
ostrzelana z broni maszynowej z niedalekiej odległości. Okazało się, że byli
tuż przed Huciskiem, gdzie kwaterowali Niemcy. Cóż można było czynić w tej
niesamowitej sytuacji? Z pozostałych sześciu ludzi „Bartosz” wysłał – czterech
(dwa patrole po dwóch) do ppłk. Zygmunta Żywockiego z meldunkiem obrazującym
położenie, w jakim się znalazł, sam natomiast z dwoma pozostałymi ludźmi
postanowił szukać oddziału, który poszedł nocami na inny teren.
Podczas bitwy pod Ciechostowicami zginęli:
Pchor. Jerzy Sętowski „Sowa”
Plut. Bohdan Nowaczek „Swoboda”
Plut. Kazimierz Pajek „Granit”
Pchor. Jerzy Pęczkowski
Plut. Stefan Banaś „Granat”
Kpr. Adam Fido „Jaskółka”
Plut. „Jastrząb” nn.